Obudziłam się nieco po dwunastej, czyli spałam nieco dłużej niż zazwyczaj. Pobudce towarzyszył niesamowity, pulsujący ból głowy. Żałowałam, że poprzedniego dnia wypiłam tak dużo.
Josh, wraz z Markiem i Chrisem wyciągnęli mnie na miasto. Z początku nie chciałam iść, nie miałam na to specjalnie nastroju, lecz dałam się im przekonać. Albo ja mam tak słabe samozaparcie, albo oni cudowny dar przekonywania. Niestety, bardziej prawdopodobna była pierwsza opcja. Poszliśmy do baru, należącego do Sama - sympatycznego mężczyzny w średnim wieku. Robił najlepsze desery pod słońcem. Szczególnie uwielbiałam jego owocowy placek. Specjalnie dla mnie sypał więcej wiórków gorzkiej czekolady.
"U Sama" nie było wielkich tłumów, dlatego lubiliśmy tam przychodzić. Nigdy nie było zbyt duszno, więc mogliśmy przesiadywać w tamtym miejscu godzinami. Z racji tego, że Chris był z nas najstarszy - niedawno skończył dwadzieścia jeden lat - mógł legalnie kupić alkohol. Sam niechętnie przyrządził zamówionego dla mnie drinka, i podał Chrisowi sześć Coron. Wiedział, że ja i Josh nie jesteśmy pełnoletni, ale w pewnym momencie doszedł do wniosku, że też kiedyś był młody i w naszym wieku robił już gorsze rzeczy. Tak przynajmniej powiedział Chrisowi.
- No to zdrowie - powiedział, po czym stuknęliśmy się szkłem, Upiłam łyk drinka. Momentalnie poczułam, jak moje gardło się rozgrzewa. Z początku było nie za ciekawie, jednak gdy już się przyzwyczai do smaku, jest jeszcze gorzej, ponieważ wtedy alkohol o wiele łatwiej wchodzi. W ten sposób wlałam w siebie...nawet nie wiem ile drinków i aż mi z tego powodu wstyd. Teraz mam za swoje. Piekielny ból rozrywał moją głowę. Miałam szczęście, że mojej rodzicielki nie było w domu. Mogłam bez obaw poszukać tabletki, która ukoiłaby moje cierpienie. I tak też zrobiłam.
Nalałam do szklanki nieco przefiltrowanej kranówki i połknęłam tabletkę, popijając. Pozostało jedynie czekać, aż zadziała. Karciłam siebie w duchu za swoją bezmyślność. I po co mi to było?
Uszykowałam śniadanie, składające się z pokrojonych owoców, orzechów i ziaren, polanych jogurtem naturalnym. Usiadłam przy stole, gdy zadzwonił mój telefon. Nie odebrałam od razu.
- Halo? - powiedziałam nieco ospałym głosem. Jeszcze nie do końca oprzytomniałam.
- Jak się masz? - spytał beztrosko Josh. W tle słyszałam krzyk dziecka i starszej osoby. Oho.
- Czyżby twoja babcia dawała reprymendę Mike'mu? - zaśmiałam się.
- Co? A, tak. Jak zwykle coś zbroił. Już mnie to nawet nie dziwi - odparł nieco skwaszonym głosem, Zawsze w ten sposób mówił o swoim młodszym bracie - Nie odpowiedziałaś mi na moje pytanie - zauważył.
- Pomijając to, że przez kogoś niemiłosiernie boli mnie głowa, to jest fantastycznie - odpowiedziałam z ironią.
- Wybacz, ja od tego umywam ręce - zaśmiał się - Ja ci alkoholu do ust nie wlewałem.
I miał rację. Sama, dobrowolnie piłam drink za drinkiem.
- Nienawidzę Cię - burknęłam, jak zwykle, gdy miał rację.
- Też Cię kocham, rudzielcu - odparł uroczo.
- Co wy macie z tym rudzielcem? Najpierw Tommy, a teraz ty - przejechałam dłonią po twarzy z zażenowaniem.
- Po pierwsze, lubię cię tak nazywać, a po drugie, lubię cie tym denerwować - Mimo, iż go nie widziałam, mogłabym przysiąc, że szczerzy się do telefonu.
- Uroczo - skwitowałam - Josh, ja kończę, odezwę się...sama nie wiem kiedy. Pa - I rozłączyłam się.
Zjadłam w spokoju śniadanie i przebrałam się z piżamy w ciuchy na co dzień. Wciągnęłam na nogi jasne, beżowe dżinsy, a na górę założyłam burgundową, luźną koszulkę z napisem "The Ramones". Wyszłam na ganek, lecz po zaledwie chwili wróciłam do środka. Było gorąco, zdecydowanie za gorąco. Postanowiłam się ponownie przebrać, przed tym jednak chciałam sprawdzić pocztę.
Przyszedł e-mail od Thomasa. Otworzyłam go i zaczęłam czytać;
Cześć! Przepraszam, że nie mam dla Ciebie czasu. Chciałbym mieć go mieć więcej, lecz na razie, jest to niemożliwe. Zdjęcia idą pełną parą, z czego bardzo się cieszę. Wciąż nie mogę uwierzyć, że jestem w Nowym Yorku i odtwarzam rolę Paula McCartney'a! Mam nadzieję, że cieszysz się razem ze mną. Na planie jest dość miło, chodź z początku obawiałem się tego, czy podołam wyzwaniu, czy nie będę miał problemu z zapamiętaniem tekstu, czy się nie pomylę. Jednak nie miałem się o co martwić. Pomyłki zdarzały się na planie dość często i nikt nie był z tego powodu zły. Raz Aaron Johnson - chłopak, który gra Johna Lennona - przejęzyczył się i zabrzmiało to na tyle dziwnie i zabawnie, że nasz kamerzysta - Donnie - popłakał się ze śmiechu. Chciałbym, żebyście ty wraz z chłopakami byli tu ze mną. Brakuje mi tu towarzystwa. Co prawda wstaje wcześnie, do domu wracam późno, ale w weekend mamy nieco więcej oddechu. Przez ostatnie dni byłem tak zmęczony, że nawet nie myślałem o wyjściu z domu. W następny weekend, chyba jednak pozwiedzam Nowy York. Obiecuję, opowiem ci wszystko i powysyłam zdjęcia! A ty ja się miewasz?
Całuję, Tommy.
Zrobiło mi się cieplej na sercu. Cieszyłam się, że mu się powodzi, że nie ma problemów, że spełnia się w tym, co robi. Nie czekając zaczęłam pisać odpowiedź;
Hej, Tommy! Nie przepraszaj, przecież to nie twoja wina. Cieszę się, że podoba ci się w Nowym Yorku, że ludzie na planie są mili, że robisz to, co kochasz. Już nie mogę się doczekać Ciebie na wielkim ekranie! Mam nadzieje, że przed premierą przyjedziesz do Southwark...Josh i reszta z pewnością by się ucieszyli. Co do mnie...Nic nowego. Oprócz tego, że wczoraj nieco zabalowaliśmy, to jest po staremu. Nigdy więcej nie idę nigdzie z Joshem, Markiem i Chrisem!
Z rana ból głowy był nie do wytrzymania. Jednak nie jestem taka jak Josh i nie zwróciłam zawartości żołądka na ulicę. Bogu dzięki! Jak na razie nie mam żadnych planów, ale pewnie wybiorę się do parku. Ochłodzę się w fontannie, bo dzisiaj panują australijskie upały...zupełnie jak nie w Southwark. Tu nigdy nie jest tak ciepło.
Twoja Rose.
Przed wysłaniem e-maila, przeczytałam wiadomość dwa razy, a następnie nacisnęłam kursorem przycisk "Wyślij".
Wyłączyłam laptopa i postanowiłam się przebrać. Tym razem w dżinsowe szorty oraz biało-granatowy, marynarski crop top. Na nogi założyłam sandałki. Przed wyjściem napisałam na lodówce wiadomość dla mamy, żeby nie dzwoniła do mnie od razu, gdy wróci z pracy. Zamknęłam dom, po czym skierowałam się w stronę parku. Ciepłe promienie słońca otulały moje odkryte ciało. W powietrzu unosił się zapach, charakterystyczny dla takich upałów. Czasem żałowałam, że nie mieszkam w mieście z dostępem do oceanu. Mimo tego minusu, Southwark miało swoje plusy. Było tu spokojnie, powietrze było mniej zanieczyszczone niż w większych dzielnicach Londynu, wszyscy mieszkańcy znali się z widzenia. Nie często wybierałam się poza Southwark, nie miałam takiej potrzeby. Na miejscu miałam wszystko, czego potrzebowałam. Był bar Sama, niewielki butik niedaleko mojego domu i kawiarenki.
Szłam alejką, za domami jednorodzinnymi i dostrzegłam w oddali znajome sylwetki. Zmrużyłam oczy, by upewnić się w swoich podejrzeniach. Gdy byłam dostatecznie blisko trójki chłopaków, krzyknęłam;
- No nie! Znowu oni - zawołałam z udawaną niechęcią. Gdy odwrócili się w moją stronę, wybuchnęłam śmiechem.
- Zabawne, Adams - uśmiechnął się przebiegle Josh. Coś knuł. Czułam to. - Ciekawa czy będzie ci do śmiechu, gdy wrzucę cię do fontanny... - Wiedziałam. Dałam swoim nogom do zrozumienia, że pora wiać. Zaczęłam uciekać między drzewami, lecz na niewiele się to zdało. McMillan i tak mnie dogonił. W końcu był szkolnym lekkoatletą. Oplótł przedramieniem mój brzuch, po czym zwinnie przerzucił mnie przez ramię. Czułam się nieco nieswojo, tym bardziej, że moje szorty były trochę za mocno wycięte. Zaczęłam okładać pięściami jego plecy, w nadziei, że to jakoś podziała. Cóż, nadzieja matką głupich, mówi się.
Coraz bardziej zbliżaliśmy się do fontanny.
- Josh - powiedziałam stanowczo - to nie jest zabawne.
Słysząc mój ton głosu, roześmiał się i podrzucił mnie lekko na ramieniu. Zabije go kiedyś. Wróciłam do mojego planu A, tym razem machając dodatkowo nogami.
- Nie rzucaj się tak, Adams, bo będę musiał cię w tej fontannie podtopić.
- A wiesz gdzie ja to mam!? - wykrzyczałam. To nic, że ludzie się na nas patrzyli, ja chciałam uniknąć kąpieli w wodzie. Co prawda chciałam się ochłodzić, ale tylko delikatnie, a nie od razu cała się zanurzać!
- Josh, proszę - wręcz już piszczałam.
- Przykro mi, Rosie, nic z tego,
- Jesteś dupkiem McMillan! Nie dziwię się, ze nie masz dziewczyny! - Mark oraz Chris wybuchnęli śmiechem, a po chwili zawtórowałam im. Poczułam, że Josh ściska mnie mocniej. To był mój gwóźdź do trumny.
Josh zsuną mnie sobie na ręce. Trzymałam się go kurczowo, jednak, gdy straciłam pod swoimi plecami podparcie, odruchowo go puściłam. Z chlustem wpadłam do wody. Uderzyłam tyłkiem o dno fontanny, zanurzając nieco głowę i zachłystując się ciepłą od słońca wodą. Zmrużyłam oczy, do których również dostała się woda. Gdy odzyskałam zdolność ostrego widzenia, spostrzegłam Josha naśmiewającego się ze mnie. W mgnieniu oka wstałam i podeszłam do chłopaka, który wstał w fontannie, kilka kroków ode mnie. Złapałam go za rękawy koszulki i kopnęłam piętą w zgięcie kolana. Momentalnie klęknął zaskoczony, a jak wykorzystując sytuację, weszłam mu na plecy.
- I co? Kto tu jest teraz górą? - zaśmiałam się. Czułam jego intensywne, cytrusowe perfumy.
- To ja cię nauczyłem tego manewru - zaznaczył. Chodziło mu zapewne o ten cios w zgięcie. Faktycznie tak było.
- Nie przypominam sobie - powiedziałam z miną niewiniątka.
I wtedy znów się zanurzyłam. Josh zsunął mnie ze swoich pleców, po czym wstał.
- Dobra, koniec, zmęczyłem się - zaśmiał się ponownie.
- No co ty nie powiesz - udawałam oburzoną i również wstałam.
Nie chciałam wiedzieć, jak wyglądałam.
- Niezła z ciebie nimfa wodna - wydusił przez śmiech.
- Zamilcz, McMillan, zamilcz - wyszłam z fontanny i wycisnęłam delikatnie wodę ze swoich rudych włosów, po czym przeczesałam je lekko palcami. Dopiero teraz zobaczyłam, ile ludzi nam się przyglądało, w tym chłopacy z mojej szkoły. O dziwo nie dostrzegłam żadnej znajomej dziewczyny.
Zaczerwieniłam się nieco w tej sytuacji.
Pognałam do Marka i Chrisa i usiadłam na kocu. Żałowałam, że nie mam ze sobą kremu z filtrem.
Po chwili doszedł do nas Josh. Widziałam, że chciał coś powiedzieć.
- Zamilcz - powiedziałam pewnie - Daj mi najpierw wyschnąć - uśmiechnęłam się pod nosem.
Bum! Nowy rozdział już jest. Jak wrażenia? ^^ Powoli będę rozkręcać akcję, bądźcie spokojni. Już jutro szkoła, tak bardzo nie chcę ;-; W związku z czym rozdział 3 pojawi się najprawdopodobniej w piątek, bądź sobotę. Jeszcze nie wiem. Na razie podniecam się tym, że z języka polskiego, historii i wos'u mam 4 <3 Jak nigdy :D Coś czuje, że moje oceny w 3 gim będą najlepszymi w całej mojej gimnazjalnej edukacji. Dobra, już nie przynudzam. Mam nadzieje, że rozdział się podobał. Buziaki, Raven :*
;_;
OdpowiedzUsuń:_;
;_;
Gdzie Tommy? ;_; Chcę więcej Tommy'ego ;_; Jebie mnie Josh i inni. Chcę Tomaszka ;_; Ale mimo to wiem, że kiedyś się pojawi! Tylko trzeba czekać... ;___________; Ty jutro idziesz do szkoły a ja... jadę do Maca i nie idę B)
+jadę do lekarza
+jadę kupić sobie fajne ciuszki
miej zazdro Rydzyk XD
Dobra, koma już nie piszę bo nie mam weny, ale wiedz, że ja za Sangsterem tęsknie tak samo jak Rosie ;c
Weny, pomysłów (to wcale nie jest tak, że karzę ci pisać rozdziały na priv na fb...XD) czekam na next ^^
Nie chciałabym się czepiać, ale jednak znalazłam coś takiego :P
OdpowiedzUsuń"Obudziłam się nieco po dwunastej, czyli spałam nieco dłużej" - powtórzenie słowa "nieco", które można zastąpić "trochę".
"jednak gdy już się przyzwyczai do smaku" - w tym momencie, gdy czytałam całe zdanie, pomyślałam sobie, że zgubiłaś końcówkę "łam", bądź nie dodałaś słowa " gdy już się człowiek przyzwyczai".
"Ciekawa czy będzie ci do śmiechu.." - ciekawe* :P
Nie krzycz na mnie, ja lubię się czepiać czasami XD ALe nawet mi zdarzają się takie błędy i moje kochane dziewczynki zwracają mi co rusz na nie uwagę :D
Otóż tak. Początek moim zdaniem ciekawy. Pomimo zwykłej pobudki bardzo podobało mi się odniesienie do wczorajszego wieczoru Rose. Naprawdę, to nie takie gołe, opisane wspomnienia, tylko odniesienie do całej sytuacji, bardzo duży plus, bo dowiedziałam się na temat ich wspólnego, przyjacielskiego wieczoru więcej :P
Nie dziwię się, że Sam zmiękł :D Wiadomo, kazdy był młody i zawsze ktoś starszy przymknie oko, bo sam chciał w wieku takiego osobnika, by dla niego ktoś raz zrobił wyjątek. Pochwalam :D
Ten telefon Josh'a był podejrzany, on coś ma kurde do niej! :D Nagle nie ma Tommy'ego, to on się wziął za naszą małą Rose!
Ten mail od Tommy'ego... już wyobraziłam sobie siebie na miejscu Rose i aż dostałam tego głupiego uczucia motylków w brzuchu! Dosłownie! Ja mam dziwne wrażenie, że między nimi to nie przyjaźń, a któreś z nich, albo obydwoje - coś więcej. Przecież to tak być nie może no. Na pewno ukrywają przed sobą prawdziwe uczucia, bo boją się, że stracą siebie nawzajem. Szczególnie, że teraz są rozdzieleni :/
Ostatnia akcja jest świetna XD Mimo że kocham fantastykę i tematykę różnych magicznych rzeczy, to naprawdę te "typowe" realne sytuacje z życia naprawdę mnie wciągają i nie mogę przestać czytań, a na ogół naprawdę takich blogów nie czytam! XD
Rose ma naprawdę świetne stosunki z chłopakami, takie przyjacielskie :D I o dziwo nie odpychają jej i tylko akceptują to, że dziewczyna się z nimi kumpluje i w ogóle. Zawsze chciałam być w chociaż podobnej sytuacji, ale jednak wolę moje przyjaciółki xD
Bardzo jestem ciekawa dalszych losów Rose i dalszego ciągu Twojej historii :D
Psychopatka pozdrawia serdecznie :*
Ojej, jaki długi komentarz <3 Krzyczeć nie będę, spokojnie, dobrze jest mieć wyłapywacza błędów w gronie czytelników :D Bardzo się cieszę, że spodobało ci się moje opowiadanie :D Pozdrawiam :*
UsuńStrzeż się, psychopatka zawsze długo pisze B|
UsuńŚwietne opowiadanie! Obserwuje i czekam na kolejny rozdział;)
OdpowiedzUsuń+ Gratuluję dobrych ocen :D
Pozdrawiam,Kasia
escape-in-your-arms.blogspot.com
Cudowny rozdział <3
OdpowiedzUsuńPrzy okazji zapraszam do siebie na opowiadania o Selenie Gomez i Justinie Biebrze:
http://fanfictionjbsg.blogspot.com/
Thomas! Proszę!
OdpowiedzUsuńKot