poniedziałek, 18 stycznia 2016

Rozdział 3


- Już mogę? - spytał Josh, siedzący obok mnie na kocu. Liczyłam na to, że da mi trochę więcej czasu, niestety, zawiodłam się.
- Jak musisz - odpowiedziałam i znów przymknęłam oczy. Słońce powoli ogrzewało moje ciało i suszyło ubranie. 
  Josh odwrócił się w stronę Chrisa i Marka i spytał, kto pierwszy wyjaśnia. Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc o co może im chodzić. W końcu głos zabrał Chris;
- Jeśli nie masz żadnych planów na przyszły weekend, to już masz - rzucił beztrosko, a ja otworzyłam oczy.
- A jeśli mam? - uniosłam jedną brew i uśmiechnęłam się zadziornie.
- To je zmienisz - odparł Mark, opalający się na kocu tuż obok Josha.
- Oświecicie mnie, co to za plany?
- Trzy słowa. Letnia Domówka Stacy. 
- Ooo, nie. Nie namówicie mnie - chwyciłam się za ramiona, chwiejąc się w przód i w tył, jak stary fotel na biegunach dziadka Tommy'ego.
- Dlaczego? - dopytywał Josh.
- Stacy to, Stacy tamto. Co wy w niej widzicie. Ta dziewczyna jest pusta! Co z tego, że jest bogata i ładna, jeśli w głowie zamiast mózgu ma próżnie - warknęłam. Naprawdę nie lubiłam tej dziewczyny. Wiele rzeczy mnie w niej irytowało i nie, nie kierowała mną zazdrość.
- Czyżby nasza ruda lwica była zazdrosna? - Mark zdjął okulary i roześmiał się. 
- Mieliście tak do mnie nie mówić - zacisnęłam pięści. Nie lubiłam, gdy zwracali się do mnie tym przezwiskiem. Nazywano mnie tak, ponieważ od małego byłam zadziorna, pyskata i na swój sposób waleczna, no i bądź co bądź, byłam ruda. Nawet mam w albumie stare zdjęcia - Ja, jako siedmiolatka, z burzą rdzawych loków. Pamiętam, że moje oczy były wtedy jaśniejsze. W lato promienie słońca pięknie się w nich odbijały. Teraz są ciemnoniebieskie, już nie ma w nich tego dziecinnego błękitu, co kiedyś. 
- To jak? Pójdziesz? - dopytywał McMillan.
- Nie możecie iść sami? 
- A kto nas przypilnuje? - Josh dźgnął mnie łokciem i zaśmiał się melodyjnie.
- Powinniście się wstydzić. Jestem od was młodsza, a robię wam za drugą matkę - burknęłam, zaplatając ramiona na kolanach.
- Nie nasza wina, ze jesteś sztywna... - przerwał Mark, widząc moje groźne spojrzenie.
- Ja? Sztywna? Czy aby na pewno dobrze usłyszałam? Już ja ci pokaże, Rogers!
  Przed oczami miałam obraz zmasakrowanego przeze mnie Marka, jednak czyjaś dłoń sprawiła, że cała ta piękna scena znikła jak kamfora. A zapowiadało się tak bajecznie.
- Dobra, wierzymy ci - Josh nie potrafił opanować śmiechu. Poczułam ciepło na policzkach. 
- Przemyśle to, zgoda? Wiecie chociaż, kto będzie? - Westchnęłam, wyswobodziwszy się z uścisku Josha. Cały ten pomysł nadal mi nie pasował.
- Głównie ludzie z naszej szkoły. Z tego co wiem, będzie Marcie z przyjaciółkami, Avan Peters, Scott Evans, Eric Fitzpatrick i Ian ...jak mu było...
- Garcia? - jęknęłam. Modliłam się, żeby nie chodziło właśnie o niego.
- Tak, chyba tak. Wiesz, trochę nie orientuje się w młodszych rocznikach, ale on chyba chodzi z tobą do klasy, nie mylę się?
- Nie, nie mylisz się - przejechałam dłonią po twarzy. Ian Garcia to chyba jedyny znienawidzony przeze mnie chłopak w całej szkole. Dziecinny, wulgarny, arogancki, myślący własnym członkiem, a nie mózgiem. Na samą myśl o nim, mam ciarki. W dzieciństwie zawsze robił mi psikusy. Raz w Halloween przebrał się za kościotrupa i schował się w kuble na śmieci. Gdy chciałam wyrzucić papierek po cukierku, on wyskoczył z kosza i zaczął diabelsko krzyczeć. Momentalnie skamieniałam ze strachu. Nie wykluczone, że byłam wtedy bledsza od ściany. To tylko jedno ze wspomnień z jego udziałem, a było ich znacznie więcej, i to gorszych.
- Muszę go znosić przez sześć godzin, pięć dni w tygodniu, no chyba, że jest nieobecny.
- To nie on przypadkiem miał ustawkę z Thomas'em? - odezwał się Chris.
- Nie, to Jamie bił się z Sangsterem - poprawił go Mark. Nie wierzyłam w to, że jeszcze wrócimy do tego tematu. 
- Nawet mi nie przypominajcie, błagam - schowałam twarz w dłoniach. 
- Och, wybacz Rosie, zapomniałem, że ty i on...
- Tak, tak, tak, wszyscy znamy tę żałosną historię, której nie mam zamiaru sobie odświeżać - Położyłam się na ciepłym kocu i położyłam przedramię na oczach, tak, by nie raziły mnie promienie słońca. Wyczułam, że któryś z nich miał ochotę coś powiedzieć, jednak w porę się pohamował. Z pewnością wiedział, jak by się to dla niego skończyło i zobaczyłby, co tak naprawdę oznacza ruda lwica.
      Przeważnie dla swoich przyjaciół jestem ciepła, miła i pomocna. To fakt. Jednak, jeśli ktoś da mi powód do złości, rzadko kiedy potrafię się pohamować. Taka po prostu jestem i ciężko było mi się zmienić, a próbowałam nie raz. Niekiedy obrażałam się o byle co, ale jednak dochodziłam do wniosku, że głupio zrobiłam, że nie powinnam tak postępować. I na moje szczęście chłopcy to rozumieli, chodź nie zawsze popierali. Czasami zastanawiałam się, dlaczego tak właściwie obracam się w ich towarzystwie. Gdy byliśmy nieco młodsi zawsze myślałam, że rozmawiają ze mną tylko ze względu na moją przyjaźń z Thomasem. Jednak szybko doszłam do wniosku, że być może polubili mnie za to, że nie jestem jak inne dziewczyny. Chodź tekst "jesteś inna niż wszystkie" jest już dawno przereklamowany, to dawał mi pewnego rodzaju uciechę. Cieszyłam się, że mam z Joshem, Markiem i Chrisem dobry kontakt. Szczególnie teraz, gdy nie ma Thomasa. Nigdy nie potrafiłam w pełni odnaleźć się w świecie dziewczyn. Nie lubiłam non stop rozmawiać o chłopakach, kosmetykach i innych babskich sprawach. Owszem, raz na jakiś czas nikomu nie zaszkodzi rozmowa na te tematy, ale żeby tak codziennie? Nie, to z całą pewnością nie dla mnie. I może dlatego właśnie tak dobrze dogaduje się z chłopakami. Nasze poglądy w niektórych sprawach są niemal identyczne.
- Rosie, idziesz z nami? - głos Marka wyrwał mnie z rozmyślań.
- Coś mówiłeś? - spytałam, podnosząc się z koca.
- Pytałem, czy idziesz z nami - powtórzył.
- Nie, chyba pójdę do domu. Dzięki za ofertę.
- Na pewno? - wtrącił się Josh.
- Tak, na pewno.
   Josh spojrzał na mnie podejrzliwie. Nie wierzył mi. Nic nowego. Jednak ostatecznie, "pozwolili" mi pójść domu. Po drodze zadzwoniłam do Tommy'ego, jednak nie odbierał. Dzwoniłam przynajmniej z siedem razy. Za każdym razem włączała się poczta głosowa. Z pewnością jest na planie, pomyślałam. Ciekawe, jak mu idzie, ile już nakręcili. Chciałabym tam być i obserwować, jak sobie radzi. Wszystko byłoby prostsze, gdyby nie dzielił nas ocean. Mnie nie było stać na lot do USA, a Thomas nie miał wolnego tygodnia w swoim terminarzu. W dodatku ta różnica czasu...Szału idzie przez nią dostać!
   Będąc już w domu, włączyłam telewizor i wybrałam kanał muzyczny. Mojej mamy nie było w domu, także mogłam sobie pozwolić na głośniejszą muzykę. Od rana nieco zgłodniałam, więc postanowiłam przyrządzić sobie posiłek. Omlet byłby w sam raz. Zajrzałam do wnętrza lodówki i wyjęłam z niej potrzebne produkty, czyli jajka, margarynę, pomidory i mleko. Z niewielkiej szafki wyjęłam także mąkę. Przenosząc składniki z jednego blatu na drugi, zadzwonił telefon. Momentalnie upuściłam mąkę i jajka, które roztrzaskały się na białych kafelkach.
- Niech to szlag!
Pobiegłam ściszyć muzykę, by móc odebrać połączenie. Jak się okazało zdzwonił Thomas.
- Cześć, widziałem, że dzwoniłaś do mnie siedem razy. Coś się stało? - słysząc jego głos ulżyło mi, nie wiedzieć czemu.
- Nic się nie stało, byłam ciekawa co u ciebie, dlatego zdzwoniłam.
- Rozumiem. A więc, co porabiasz? - zapytał rozluźniony.
- Nic szczególnego, właśnie wróciłam do domu - odparłam, próbując w między czasie posprzątać bałagan w kuchni - A ty? Opowiadaj, jak u ciebie.
- O dziwo, mam teraz nieco wolnego, dlatego mogłem zadzwonić. Skończyliśmy dziś zdjęcia trochę wcześniej, ponieważ coś na planie nawaliło i muszą to naprawić.
- Wykorzystaj ten czas na odpoczynek. Pewnie jesteś zmęczony ciągłą pracą - z pewnością zabrzmiałam jak jego matka, dlatego nie zdziwiłabym się, gdyby wybuchnął śmiechem.
- Nie jest najgorzej - zaśmiał się subtelnie.
- Tommy, nie obraź się, ale muszę kończyć, narobiłam przez ciebie niezłego bałaganu w kuchni - rzuciłam nieco oskarżycielskim tonem.
- Jak to przeze mnie? - zdziwił się - Coś narobiła? - zaczął się nabijać.
- Stłukłam jajka - odpowiedziałam zażenowana.
- Zawsze byłaś niezdarą - skwitował.
- Milcz - zaśmiałam się - Nie do wiary, mówię to już drugiej osobie tego dnia.
- Zgaduje, ze pierwszą był Josh?
- Skąd wiesz? - otworzyłam usta ze zdziwienia.
- Ma się swoje sposoby - próbował zabrzmieć tajemniczo, co średnio mu wyszło - Trzymaj się tam i pozdrów resztę.
- Tak zrobię. Buziaki - i rozłączyłam się.
           Wieczorem zadzwoniłam do Josha, by poinformować go, że jednak nie pójdę na domówkę u Stacy. Przypomniałam sobie o wydarzeniach z jej poprzedniej imprezy i kompletnie odechciało mi się znów tam przebywać. Przypuszczam, ze niewiele się tam zmieniło, więc wszystko wokół przypominałoby mi o bójce Jamie'go i Thomasa. To było straszne. Do dziś nie wiem, o co tak naprawdę się pokłócili. Wyzywali się od najgorszych, szarpali nawzajem swoje ubrania. Myślałam, że się pozabijają. Nie mogłam wiele zrobić. Jedynie wydzierałam się jak wariatka, żeby przestali, jednak bez skutku. Josh i reszta próbowali ich od siebie odciągnąć. Oboje mieli zmasakrowane twarze. Pamiętam, że po wszystkim opatrywałam Sangsterowi rany na policzku. A co z Jamie'm? Cóż, miesiąc po bójce zniknął z miasta, a ja dalej nie potrafię się z tym pogodzić.


Kolejny rozdział za nami! Od rozdziału 5 wszystko się zmieni, lecz na razie niczego nie zdradzam ^^ Moja wspaniała przyjaciółka już mnie pośpieszała, by rozkręcić akcję tak, jak zaplanowałam, jednak stwierdziłam, że to wszystko musi stopniowo się rozwijać, a nie naraz wielki bajzel. Także bądźcie cierpliwi :D Buziaki :*


4 komentarze:

  1. Czy oni się pobili o to, bo Thomas był zazdrosny? Błagam niech tak zostanie xDD Albo, że Jamie coś pierdolił złego o Rose xD
    Kiedy Tommy kurwa? ;c
    A kiedy Rose wyjedzie do Kanady? Ja chcę by zwiedziła Kanadę i zjadła oscypka.
    Weź, bo ja już tu chcę kuźwa ich spotkanie XDDDD
    Dobra, masz ten komentarz tak jak prosiłaś xD Weny itp. kc ;** xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze, strasznie podoba mi się to, jak prowadzisz tę historię. Bardzo bałam się, że będzie to coś w stylu banalnych opowiadań dzieci, które zaczynają pisanie i myślą, że wszystko jest super, piszą banalne opowiadanie, bardzo zbliżone fabularnie.... A Ty mnie tak mega zaskakujesz, że cieszę się ogromnie, że zaczęłam Ciebie czytać! Niby jest to coś zwyczajnego, ale prowadzisz to, niczym normalną książkę, którą można kupić w księgarniach - a wiadomo, żadna książka nie jest banałem, skoro jest bestselerem! :D
    Uwielbiam tą przyjaźń Rose z resztą chłopaków. Bardzo lubiłam takie wątki, najbardziej ze wszystkich. To jest jednak coś wyjątkowego, bo mało kiedy kobieta tak zadaje się z grupą facetów i nie ma w ogóle przyjaciółek, z którymi może spędzić każdą wolną chwilę.
    Tommy wreszcie oddzwonił! Kurde, ja wiem, że tu coś będzie na rzeczy. Albo on wróci, albo to oni się do niego wybiorą, bo coś się stanie. Ja już to normalnie całą sobą przeczuwam! Nie mogę się doczekać następnego rozdziału, PISZ SZYBKO, BŁAGAM! <3

    Pozdrawiam serdecznie ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć!
    Jako że jest niedziela, dzień zamulania w domu, postanowiłam poszukać ciekawych opowiadań.
    I o to proszę bardzo znalazłam Ciebie!

    Podoba mi się Twój styl pisania; poprawny, lekki, bardzo przyjemnie się czyta. Oby tak dalej!
    Co do fabuły, obawiałam się, że będzie to takie typowe fanfiction, no wiesz, koniec pierwszego rozdziału i już się całują, kochają, srają i tym podobne. Tutaj zapowiada się coś naprawdę mocnego dlatego czekam z niecierpliwością na następny rozdział!

    I teraz taka desperacka kryptoreklama...
    Prowadzę opowiadanie w klimacie fantasy, w której występuje Oliver Sykes, zajrzałabyś?
    http://just-to-lose-control.blogspot.com/

    Weny i pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudne *_* Bardzo mi się podoba *_* Zapraszam do siebie. http://stay-with-me-if-you-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń